
Mirosław Pieńkosz (37 l.) z Ostródy (woj. warmińsko-mazurskie) przeklina dzień, w którym kupił samochód w salonie popularnej warszawskiej firmy. Mówi, że jak zapewniali sprzedawcy, auto miało być sprawdzone i absolutnie bezwypadkowe. Ale po kilku miesiącach okazało się, że trzyletni volkswagen jetta ma zmieniony dach, klapę, szyby, maskę, wyposażenie i był cały malowany. A w dodatku zepsuło się sprzęgło. W sprawę włączył się rzecznik konsumentów
Mogłem kupić auto taniej o 15 tysięcy złotych na przykład z Niemiec, ale zaufałem znanemu w Polsce dilerowi VW. Sprzedawcy zapewniali, że dają gwarancję na auta i zaręczają, że ich samochody są nie powypadkowe – mówi pan Mirosław Pieńkosz (37 l.). To świadczy o poważnym wypadku. Po naprawach wychodzi rdza i szwankuje sprzęgło – dodaje. Pan Mirosław zaufał pracownikom firmy i renomie znanego dilera. Wyszukał samochód poleasingowy. Pojechał z Ostródy ponad 200 kilometrów do Warszawy finalizować transakcję. To było w grudniu ubiegłego roku. Na kupno samochodu poszły oszczędności życia i kredyt, w sumie 49 tysięcy złotych – wylicza pan Mirek. Ten rocznik wszędzie był tańszy, ale oferta dilera była jak na pierwszy rzut oka rewelacyjna. Na stronie internetowej było zapewnienia, że używane samochody do 5 lat są sprawdzane przez rzeczoznawców w 150 punktach – dodaje mężczyzna. Kiedy tylko ostródzianin pojawił się w salonie dilera – firmy byłego rajdowca znanego w całym świecie – sprzedawcy zaraz obsiedli go i poczęstowali kawą. Dziękujemy, że zdecydował się pan na naszą ofertę, do wyboru mamy sprawdzone auta, bezwypadkowe, odkupione od naszych klientów i sprawdzone w serwisie – zapewniali.Atmosfera była bardzo przyjemna. Po kilku godzinach pan Mirosław zdecydował się na kupno 3-letniej jetty. Samochód miał pustą książkę serwisową, co wskazywało na brak napraw i był użytkowany przez kobietę.– Warto kupić ten samochód. Będzie pan zadowolony i gratulujemy wyboru – zapewniał jeden z menadżerów. Już po drodze z Warszawy wyszedł na jaw pierwszy defekt. Nie działał tempomat i auto podczas jazdy wpadało w drgania. Po zimie żona pana Mirosława zobaczyła na dachu pęknięcie i spod lakieru wyszła rdza. Po dokładnych oględzinach rdza znalazła się na tylnej klapie jetty, odszedł lakier ze zderzaków i zaczęło szwankować sprzęgło. Mechanik z innego warsztatu stwierdził, że samochód był cały malowany i był powypadkowy!
Prywatne śledztwo pana Mirosława doprowadziło do szokującego odkrycia. Samochód przeszedł poważna naprawę. Miał wymieniany dach, klapę, szyby, wyposażenie, tapicerkę i był cały malowany. Zadzwoniłem do dilera, ale wszystkiego się wyparli. Po pół roku odbijania się od drzwi do drzwi, poszedłem do rzecznika konsumentów. Sprawa pewnie skończy się w sądzie, bo firma nie poczuwa się do winy i nie chce wymienić mi auta ani nawet naprawić – mówi pan Mirosław. Straciłem na tym dużo pieniędzy, a do tego auta nikomu nie mogę sprzedać.
0 comments
Write a comment