Mercedes kupiony przez mieszkańca Rzeszowa miał być sprawny i bezwypadkowy. Okazał się ruiną.

Pan Kamil od sześciu lat prowadzi w Rzeszowie komis samochodowy. W styczniu, wierząc w ludzką uczciwość kupił w Krakowie auto dla siebie. Czarnego mercedesa CL500 znalazł w dużym portalu ogłoszeniowym.

– Sprzedawca przekonywał, że samochód jest sprawny i nic mu nie dolega. Na pytanie o naprawy blacharskie odpowiedział, że lakierował tylko jeden element. Wybrałem pieniądze i pojechałem po auto – mówi pan Kamil.

Jedenastoletni mercedes prezentował się znakomicie. W stacji diagnostycznej pan Kamil sprawdził stan hamulców i amortyzatorów. Test wypadł pomyślnie.

– Z zewnątrz i pod maską nic nie wskazywało na poważniejsze usterki. Dobiliśmy targu, zapłaciłem za samochód 23,8 tys. zł – wspomina mężczyzna

Przez pierwsze trzy miesiące mercedes spisywał się dobrze. Był tylko problem z ustawieniem zbieżności kół. Pan Kamil szukał pomocy u kilku specjalistów, ale wszyscy bezradnie rozkładali ręce. Wiosna na nadwoziu zaczął pękać lakier.

– A dokładnie położona pod spodem szpachla. Usterki pojawiły się na masce i błotnikach – mówi kierowca.

Zorientował się, że ktoś wcisnął mu złom. O ocenę stanu samochodu poprosił biegłego rzeczoznawcę. Odstawili mercedesa do warsztatu, gdzie zdjęto część elementów nadwozia. Okazało się, że uszkodzona jest konstrukcja samochodu, a maska, przednie błotniki i zderzak były pogięte, połamane i wielokrotnie naprawiane.

– Samochód nie ma też sensora poduszek powietrznych, które w razie wypadku nie otworzyłyby się. Przednie reflektory mają połamane zaczepy, a silnik – chociaż oryginalnej pojemności – jest od innego, terenowego mercedesa. Rzeczoznawca nie miał wątpliwości – auto było poważnie rozbite – mówi pan Kamil.

Ma telefon, który znalazł w schowku kupionego samochodu.

– To jest komórka poprzedniego właściciela tego merca, zapomniał jej zabrać. W pamięci są zdjęcia, na których widać auto w warsztacie po szpachlowaniu, przed lakierowaniem. To będzie dowód w sądzie – zapowiada.

Załatwienie sprawy zlecił kancelarii adwokackiej, bo sprzedawca auta nie odpowiedział na jego propozycję polubownego odstąpienia od umowy.

– Najpierw mówił, że potrzebuje kredytu na odkupienie auta. Prosił o czas. Teraz nie odbiera telefonu. Raz dodzwoniłem się do jego pracownika, który powiedział, że czekają na pozew – dodaje.

Nasz dziennikarz także próbował skontaktować się ze sprzedawcą. Bezskutecznie.

– Mój klient został wprowadzony w błąd, gdyby znał historię auta, na pewno by go nie kupił. Wniosek o zwrot pieniędzy wysyłamy na piśmie. – informuje adwokat Marcin Lewandowski.

Zdaniem innego rzeszowskiego adwokata – Ryszarda Lubasa, takie sprawy nie są jednak oczywiste.

– Nawet, jeśli ten pan został oszukany, musi to udowodnić. I tu zaczynają się schody. Wszystko zależy od tego, jaką podpisał umowę. Jeśli oświadczył w niej, że nie ma zastrzeżeń do stanu samochodu, może mieć problem, bo przecież widział, co kupuje. Czy w tej sytuacji można mówić o wadach ukrytych? – zastanawia się prawnik.

Podobnego zdania jest Radomir Stasicki, rzecznik konsumentów przy Urzędzie Miasta Rzeszowa. Jednak podpowiada, że nie warto rezygnować z dochodzenia swoich praw.

– Kupując auto od osoby prywatnej, mamy na nie rok rękojmi. Komisant odpowiada za towar także przez rok. W obu przypadkach, jeśli stwierdzimy wadę, można żądać pokrycia kosztów naprawy, odszkodowania, a nawet odstąpienia od umowy. Ale to kupujący musi udowodnić, że został wprowadzony w błąd, oszukany – dodaje Stasicki.

Zaleca, aby przed kupnem samochodu zawsze poprosić fachowca o ocenę jego stanu. Na wszelki wypadek warto wydrukować z internetu także ogłoszenie, w którym sprzedawca deklaruje bezwypadkowość i bezawaryjność pojazdu.

– To może być dowód w sądzie – przekonuje R. Stasicki.

– Trzeba jednak dokładnie czytać umowę, którą się podpisuje. To jej zapisy mogą być potem kluczowe dla załatwienia sprawy w sądzie – przestrzega R. Lubas.

Źródło: https://nowiny24.pl/rzeszowianin-kupil-jezdzacy-zlom-sprzedawca-nie-chce-oddac-mu-pieniedzy/ga/c1-6199821/zd/35726871